potrafiła czasem porządnie się wkurzyć, zwłaszcza w
pewnych dniach cyklu... ale o tym już wspominałem? - Właściwie mówił pan coś wręcz przeciwnego - zauważył Keenan, zerkając w notatki. - Że wcale nie znosiła tak źle napięcia przedmiesiączkowego. Ale podobno skarżyła się na nie tego ostatniego ranka. Więc jak było naprawdę? Tony stropił się nieco. - No niedobrze było - wyznał, robiąc skruszoną minę. - Nie chciałem, żebyście wiedzieli, i dlatego... - Nagle odzyskał pewność siebie. - Rozumiecie, chodziło mi o jej dobre imię. - Bardzo to chwalebne. Reed wychylił się do przodu. W jego przenikliwych oczach błysnęła podejrzliwość. - Mówił pan, że Joanne wiedziała, jak bardzo się pan denerwował, widząc, jak ona bije dziecko. - Oczywiście, że wiedziała. Po prostu coś się we mnie ściskało, kiedy Irina płakała, bo wiedziałem, co za chwilę nastąpi i... - A nie próbował pan jej powstrzymać? - Oczywiście, że próbowałem. Znów zapadła cisza. - I to właśnie wydarzyło się tamtego dnia? - spytał Keenan. - Co? Kiedy? - Tego ostatniego ranka. Przed wyjściem Joannę. Czy wtedy próbował pan nie dopuścić do bicia dziecka? - Nie. - Pewność siebie zniknęła z szybkością wody spływającej po wyciągnięciu zatyczki. - Nie, wtedy nie. - Może to była ta ostatnia kropla? Nagle uświadomił pan sobie, że musi ją zabić? Tony'emu żołądek podszedł do gardła. Zrozumiał, że wpadł we własne sidła. - Chwileczkę - powiedział, zerkając z ukosa na Slatte-ry'ego, który siedział w milczeniu. - To jakiś obłęd. Co to ma wspólnego z morderstwem? Po prostu wyjaśniałem sprawę krzywdzenia Iriny i tyle. - Ale jeśli nawet zabił pan żonę - teraz Keenan wychylił się do przodu i z napięciem w twarzy przemawiał łagodnie, niemal zachęcająco - to w świetle tego, co nam pan opowiedział, byłoby to zrozumiałe. - Nie zrobiłem tego - odparł Tony, nie odrywając wzroku od kręcących się taśm. - Widok krzywdzonego dziecka doprowadziłby każdego kochającego tatusia do kresu wytrzymałości - dodał Reed, również wychylony do przodu. - Obaj przekręcacie moje słowa! - Tony wodził z desperacją wzrokiem od jednego policjanta do drugiego, by wreszcie zwrócić się do Slattery'go, sterczącego obok jak bezużyteczna góra mięsa. - Nie