wzrok na niego. Ciężar tego spojrzenia za przeklętymi okularami przeciwsłonecznymi był dla Rossa niemal nie do
zniesienia. Niemal. - Ho, ho, patrzcie no tylko, kogo tu mamy. - Skinął przyjaźnie głową. - Chciałbym powiedzieć, że miło jest znowu cię widzieć, McCallum, ale obaj wiemy, że to nieprawda. Ross nic nie odpowiedział. - Nie chcę żadnych kłopotów z twojego powodu - dorzucił Shep. - Zdajesz sobie sprawę, że to nie jest tylko ostrzeżenie dla twojej siostry. - Uśmiechnął się z przymusem. - Mówię do ciebie, McCallum. Pamiętaj, że już stąpasz po niebezpiecznie kruchym lodzie, synu. Ten okręg jest mój. - Pamiętam - wydusił z siebie Ross. 33 - Dobrze. Bardzo dobrze. Postaraj się o tym nie zapominać. - Shep uchylił kapelusza, żegnając siostrę Rossa. - A ty, Mary Beth, zadbaj o te tablice rejestracyjne. - Oczywiście - odparła słodko, podczas gdy zastępca szeryfa wracał do swojego wozu. Energicznie włączyła silnik starego forda i poczekała, aż obok przemknie furgonetka, w której siedzieli Meksykanie, po brzegi wypełniona sianem. Zaczęła narzekać. - Już się zaczyna. - Twarz jej zbladła mimo opalenizny, a usta wyrażały niezadowolenie. - Niech to cholera, to już się zaczyna. Fakt, pomyślał, wyrzucając przez okno niedopałek papierosa. I nie mógł się doczekać owego początku. Shelby ze złością wyłączyła laptopa. Skulona na pasiastym krześle, wciśniętym między okno i łóżko w jej pokoju, buszowała w Internecie od wielu godzin: przeszukiwała strony na temat zaginionych osób, wystukiwała pytania na forach dyskusyjnych, zastanawiając się, gdzie może przebywać doktor Ned Charles Pritchart. Bolał ją kręgosłup, bolała szyja, a głowa wprost pękała. Frustracja szybko stawała się jej nieodłączną towarzyszką. No i jeszcze Nevada. Jego obraz pojawiał się i znikał w jej umyśle, nękał ją jak natrętny owad, który nie chce odlecieć. Najgorsze było to, że wciąż ją pociągał swym pierwotnym, teksańskim typem urody. Raz po raz powtarzała sobie, że niedługo będzie musiała się ustatkować, że latek przybywa, że potrzebuje odpowiedzialnego mężczyzny, co to będzie pracował od dziewiątej do piątej albo i dłużej, jakiegoś biznesmena o ładnym uśmiechu i twardym charakterze, który będzie chciał dzieci, rodziny, domku na przedmieściach Seattle... ale z pewnością nie ubogiego kowboja na bakier z prawem. Tyle że kiedyś byli kochankami, mieli dziecko... no i był niewiarygodnie seksowny. Przestań, warknęła do siebie, wyciągając nogi na otomanę. Miała zadanie do wykonania. Nie mogła pozwolić, żeby ktoś jej w tym przeszkodził. Nie pozwoli na to nikomu, nawet diabelnie pociągającemu ojcu Elizabeth. Problem polegał na tym, że mimo upływu dwóch dni od chwili, gdy otrzymała kopertę, nie posunęła się ani o krok w poszukiwaniach córki. Weź się w garść, bo to musi potrwać, powiedziała do swojego bladego odbicia w oknie sypialni. Nie mogła jednak pozbyć się uczucia, że czas ucieka. Już przegapiła dziewięć lat życia swojej córki, ile jeszcze czasu mogła zaryzykować? Brała pod uwagę wynajęcie zawodowego internetowego detektywa, ale nie wiedziała, którego z kilkudziesięcioosobowej listy wybrać. W ramach własnych poszukiwań zdołała odnaleźć kilku doktorów Pritchartów na terenie Stanów Zjednoczonych - okazało się jednak, że żaden z nich nie jest tym Nedem Pritchartem, który odbierał poród jej dziecka. Mógł się ukryć wszędzie. W Europie. W Ameryce Południowej. Mógł też już nie żyć. Nie myśl w taki sposób. Znowu zerknęła na dziedziniec na tyłach domu i połyskującą, turkusową wodę w basenie. Kusiła swoim chłodem. Shelby nie przywiozła ze sobą kostiumu kąpielowego, ale chyba uda się coś znaleźć w starych rzeczach. Właśnie podchodziła do komódki, kiedy usłyszała nadjeżdżający samochód ojca. Spojrzała na zegarek... już po trzeciej. Sędzia był zapracowanym człowiekiem. Zeszłego wieczoru wrócił bardzo późno i wbrew oczekiwaniom Shelby nawet nie zapukał do jej drzwi, chociaż słyszała jego kroki, bo nie mogła zasnąć. Wczesnym świtem już znowu go nie było. Najpierw czuła ulgę, że nie musi z nim przebywać, ale nie mogła w nieskończoność odkładać rozmowy, zresztą 34 nie chciała jej odkładać. Wróciła do Bad Luck w konkretnym celu, a sędzia bez wątpienia ukrywał przed nią jakieś tajemnice. Włożyła sandały i wyjęła z komódki gumkę, związała włosy w niedbały kok i zbiegła tylnymi schodami do kuchni. - Nińa. - Lydia, która postawiła sobie za cel podkarmienie Shelby, przygotowała tacę z owocami, serem i krakersami. - Właśnie robiłam twojemu ojcu drinka. - Uśmiechnęła się tak szeroko, że widać było złotą koronkę na jednym z zębów. - Co byś chciała?