mówiliśmy Hardenowi. Chodźmy do niego, powinien coś mieć.
Przynajmniej nazwisko adwokata drugiej strony Dwie godziny później wracali już do Roswell. Prowadził Rip, bo Milla, roztrzęsiona i zapłakana, nie była w stanie utrzymać kierownicy Trzymała w ręku kopię aktu urodzenia Justina, razem z kopiami wszystkich papierów Hardena Simsa dotyczących tej konkretnej adopcji. Adwokat rodziców miał kancelarię w Charlotte, w Karolinie Północnej. Wszyscy jej powtarzali, że dokumenty adopcyjne są tajne i że będzie potrzebowała wyroku sądowego, aby je obejrzeć. Ale ona wierzyła, że wydobędzie wszystkie informacje od tamtego prawnika z Karoliny Północnej. Nawet gdyby miała go pozwać i uzyskać ten nieszczęsny wyrok. Wygrałaby w sądzie, jej sprawa była zbyt znana, miała za sobą całą opinię publiczną. Przyszłość nie była już wielką niewiadomą. Udało się! Wiedziała, że przed nią jeszcze dużo chodzenia i załatwiania, ale wiedziała też, że na końcu drogi czeka jej syn. * ** Dojechawszy do Roswell, postanowili że nie będą się zatrzymywać. Do domu był kawał drogi, wiedzieli, że nie wrócą przed nocą, ale i tak oboje chcieli wracać jak najszybciej. - Co zamierzasz? - spytał Rip poważnie. Mówił o Diazie. - Jeszcze nie wiem. an43 379 Nie mogła myśleć o tym zbyt intensywnie, aby się nie załamać. Zdrada Diaza bolała jeszcze bardziej niż oszustwa Susanny. Ufała temu facetowi bardziej niż komukolwiek na świecie. Oddała mu swoją duszę, ciało, całe swe życie. Czemu miałby jej zrobić coś takiego, wiedząc, ile czasu i energii poświęciła na szukanie Justina? Równie dobrze mógł pchnąć ją nożem w plecy. Rozpamiętywała każdą wspólnie spędzoną chwilę, szukając jakiegoś wytłumaczenia, wskazówki. Nie znalazła. Albo Diaz zwariował tamtej ostatniej nocy, albo od samego początku miał swoje plany Przekraczając rogatki El Paso, czuli już wielkie zmęczenie. Minęła północ, a oni byli na nogach od wczesnego ranka, co najmniej osiemnaście godzin. Od Carlsbadu prowadziła już Milla. W El Paso wysadziła Ripa przed hotelem i pojechała do domu. Powoli i ostrożnie, wiedziała, jak bardzo jest skonana. Otworzywszy drzwi garażowe i wjechawszy toyotą do środka, Milla prawie przeoczyła półciężarówkę już zaparkowaną w swoim podwójnym garażu. Wysiadła powoli, patrząc na drugi samochód: drań naprawdę miał tupet. Po tym, co zrobił... Nie chciała się teraz z nim kłócić, była zbyt wyczerpana. Ale chciała, by wyniósł się z jej domu i z jej życia. Weszła z garażu do kuchni, rzuciła torebkę i papiery na stół. Świeciło się w dużym pokoju. Diaz stanął w drzwiach, patrząc na Millę bez słowa. Nie spojrzała na niego. Nie mogła. Czuła, jak trzęsie się cała, musiała oprzeć się o stół. an43 380