na dół i rzuci mu się w ramiona.
Unikał jej przez kilka dni. Nasłuchiwanie szybkich kroków i radosnych pisków Kelly nie pomagało. Te dźwięki konkurowały z szumem deszczu na zewnątrz. Hałas, muzyka i śmiechy docierały do niego od rana do wieczora. Nękało go pragnienie, żeby je podejrzeć, ale cały czas sobie powtarzał, że musi pracować. Spojrzał na trzy komputery, dzięki którym prowadził interesy i komunikował się z pracownikami. Sięgnął po pilota i włączył telewizor. Zwiększył głośność na tyle, żeby nie słyszeć odgłosów zabawy w berka. Berek! Tylko Laurze mogło coś takiego przyjść do głowy. Uświadomił sobie, jak dobrze poznał tę kobietę przez zaledwie parę dni. Włączył interkom, żeby słyszeć dźwięki dochodzące z całego domu. Podsłuchiwał, a przecież przez taki długi czas nie było w tym domu nikogo słychać. - Lauro, popatrz! Usłyszał kroki, a potem jęknięcie Laury. Ten dźwięk - gdy słyszał go po raz ostatni, była giętka i uległa pod jego pocałunkami - sprawił, że jego ciało przeszywały dreszcze. Przesunął palcem po wargach. Odpędzał od siebie wspomnienie. Nadstawił uszy. -Och, Kelly, on wygląda tak bezradnie. -Coś mu się stanie, jeśli zostanie w stajni, prawda? -Tak. -Mogę po niego pójść? -Koniecznie. Ale włóż płaszczyk przeciwdeszczowy. Będziesz musiała kucnąć i cierpliwie czekać. Jeśli do ciebie przyjdzie, to możesz przynieść go do domu. A jeśli nie, to znaczy, że nie jest jeszcze gotowy, żeby z nami zamieszkać. Mógłby cię podrapać. -Dobrze - powiedziała Kelly. - Ale zobaczysz, że przyjdzie. Richard zmarszczył brwi, wstał, podszedł do okna wychodzącego na ogród. Zobaczył córkę ubraną w żółty płaszczyk. Biegła do stajni. Obok drzwi siedział malutki, czarny jak węgiel kociak. Kelly uklęknęła i wyciągnęła rękę. Czekała. Richard nacisnął guzik interkomu. -Lauro, kot w domu? -Mały kociak. Myślałam, że pracujesz? Zignorował to i dodał: -To chyba niezbyt rozsądne. Ona ma tylko cztery latka. -I dobrze jej zrobi opieka nad żywym stworzeniem. Łatwiej poradzi sobie ze stratą, Richardzie. A kotek nie zrobi jej krzywdy. -Koty na okrągło miauczą. To nie pomaga radzić sobie ze stratą. - Nie, oczywiście, że nie. Pomógłby na to ojciec, gdyby opuścił swoją jaskinię, ale tego przecież nie zrobisz, prawda? Zalało go poczucie winy. -Cholera, Lauro, dobrze wiesz, że nie mogę! -Nie, Richardzie, wcale tego nie wiem. - W jej głosie wyraźnie zabrzmiało rozdrażnienie. - Wiem tylko, że wrzuciłeś mnie i Kelly do jednego worka z ludźmi, na których się zawiodłeś. Pozbawiasz się w ten sposób mnóstwa uczucia.