Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/inicjatywa.waw.pl.txt): failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/hydra9/ftp/inicjatywa.waw.pl/paka.php on line 5
Bentz wrócił? – Russ Trinidad zmarszczył brwi nad drinkiem. Przyglądał się szkockiej w

Bentz wrócił? – Russ Trinidad zmarszczył brwi nad drinkiem. Przyglądał się szkockiej w

  • Amira

Bentz wrócił? – Russ Trinidad zmarszczył brwi nad drinkiem. Przyglądał się szkockiej w

20 April 2021 by Amira

swojej szklance, jakby liczył, że w alkoholu znajdzie rozwiązanie wszystkich zagadek wszechświata. Hayes zaprosił go na drinka po pracy, co już samo w sobie było nietypowe. Nic dziwnego, że Trinidad, podejrzliwy z natury, był wyjątkowo spięty. – Po diabła wracał? – Chodzi o jego byłą. – Jennifer? – żachnął się Trynidad, spoglądając na malutki wodospad: woda spływała z pędów bambusa, a w tle grała cicha japońska muzyka. – To dopiero była niezła sztuka, mówię ci. Chociaż właściwie nigdy dobrze jej nie znałem. – No to miałeś szczęście – mruknął Hayes. Trinidad mierzył niecałe dwa metry wzrostu, był więc niższy od Hayesa, ale zachował wojskową postawę. W jego świecie czarne jest piękne, a gładko wygolona czaszka jest równie atrakcyjna jak szopa włosów. Siedzieli w niewielkim barze w Little Tokio, niedaleko Parker Center, wieżowca, w którym mieścił się wydział zabójstw LAPD, Los Angeles Police Department, ale na tyle daleko, że policjanci zaglądali tu z rzadka. Trinidad kończył drugą szkocką Hayes męczył się z pierwszą sake. Hayes zdecydował się zwierzyć właśnie jemu, bo Trinidad, były partner Bentza, był jednym z nielicznych sprzymierzeńców Ricka w wydziale. Ale Bentza nie było w mieście tak długo, że nawet ten policjant, którego niewiele już dzieliło do emerytury, odnosił się podejrzliwie do jego powrotu. – Dobra, słucham. – Trinidad wypił łyk szkockiej, zobaczył coś dziwnego w szklance, wyjął to wyćwiczonym gestem i pociągnął kolejny łyk. Nie zawracał sobie głowy wołaniem kelnerki. – Opowiadaj o starym, dobrym Bentzu. I Hayes opowiedział. Opowiedział mu o spotkaniu z dawnym kolegą, o zdjęciach, na których widnieje nieżyjąca żona Bentza, tu, w Los Angeles. – Więc uważa, że ona żyje? – Trinidad zmarszczył brwi i dopił whisky do końca. – Sam ją zidentyfikował. – No tak, ale była mocno pokiereszowana. – Łykasz to? – Trinidad uniósł brwi. – Moim zdaniem to stek bzdur. – Niczego nie kupuję. Sprawdzam. Jedyną osobą, która wystąpiła o wydanie aktu zgonu Jennifer, był sam Bentz. Nikt inny tego nie zrobił. – Hayes nerwowo bawił się kieliszkiem. – No wiesz, nie wykluczam, że mu odbiło. Mało brakowało, a zginąłby od uderzenia pioruna. Przez pewien czas był w śpiączce. – A potem się ocknął i zobaczył martwą żonę – żachnął się Trinidad. – Super. – Albo mu odwala. – Hayes wypił łyk sake. Przyglądał się parze Azjatów. Usiedli niedaleko od nich. – Dał mi kopie aktu zgonu i fotografii, które mu przysłano. Oryginały sprawdzają teraz w laboratorium: odciski, DNA... – Więc nie będziesz dla niego nadstawiał karku, co? Nie możesz nic zrobić bez oryginałów, a nawet jeśli ci je da, moim zdaniem popełnisz błąd, angażując się w to. – Nie ma o czym mówić. Nie dał mi oryginałów. Ale wydawało mi się, że jesteś jego przyjacielem. Trinidad wzruszył ramionami. – Przyjaciel nie podsyca paranoi. – Pochyliwszy się nad stolikiem, zniżył głos: – Rick Bentz to bomba zegarowa. Po tym, jak zastrzelił dzieciaka Valdezów, prawie wybuchł, choć to było zrozumiałe. A potem nigdy nie wziął się w garść. Myślałem, że w Nowym Orleanie jakoś się pozbierał. Wieść niesie, że rozwiązuje tam najtrudniejsze sprawy o morderstwo, że jest lokalnym bohaterem. Ale był czas, kiedy tyle brakowało – podniósł dłoń i złączył kciuk i palec wskazujący – by mu odbiło. I teraz w końcu do tego doszło. Wiesz, co ci radzę? Powiem to, chociaż wcale nie prosiłeś o poradę. Trzymaj się z daleka od tego, co kombinuje. – Jeszcze nic nie zrobiłem. – No cóż, problemem jest właśnie Jeszcze”, prawda? – Trinidad zacisnął usta. Azjatka przy barze roześmiała się głośno, zamówiła drinka. Jej towarzysz delikatnie, ale stanowczo masował jej kark. Nie przestawał ani na chwilę. Pewnie już mu staje, ocenił

Posted in: Bez kategorii Tagged: puszyste kotlety mielone, komedie romantyczne na youtube, kurtka skórzana damska stylizacje,

Najczęściej czytane:

yć nie tylko kwiatem. Wiem jednak, że lubię ...

czuć się taką, jaką mnie widzisz czy chciałbyś widzieć. To właśnie jest dla mnie ważne. Ponieważ zbliżał się wieczór i robiło się chłodniej, Mały Książę, pocałowawszy Różę na dobranoc, starannie przykrył ją kloszem. Usłyszał jeszcze jej ostatnie tego dnia słowa: ... [Read more...]

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

To była długa noc. Mark musiałby długo szukać Tammy. Zaszyła się w ta¬kim miejscu, o którym nigdy by nie pomyślał. Wreszcie czuła się jak u siebie. ... [Read more...]

ęgu wzroku. Podam Rudemu nasze położenie. Może uda nam się zająć Watkinsa aż do przybycia szeryfa. Gdy tylko skończył mówić te słowa, motocykl uderzył w tylny zderzak porsche. Chris zaklął siarczyście. Przyspieszył, a potem wrzasnął. - Trzymaj się! W tej samej chwili nadepnął na hamulec. Beck nie miał czasu, żeby się zorientować w sytuacji. Poczuł, jak pas bezpieczeństwa wbija mu się boleśnie w pierś. Zapobiegając katastrofie, w której Chris i Beck prawdopodobnie zostaliby przyduszeni przez przelatujący nad wozem motocykl, Watkinsowi udało się skręcić przednie koło maszyny pod ostrym kątem w lewo. Oderwał przy tym tylny zderzak wozu. Potem motocykl przewrócił się i zaczął ześlizgiwać na pobocze, więżąc pod sobą lewą nogę Klapsa. Watkinsowi udało się wreszcie wyswobodzić. Dźwignął się na nogi i zaczął biec w kierunku Chrisa i Becka, na przemian utykał i podskakiwał na jednej nodze, wygrażając pięścią i wykrzykując przekleństwa. Gdy Chris zatrzymał gwałtownie samochód, telefon wypadł Beckowi z ręki. Teraz, odpiąwszy pasy, zaczął szukać komórki na ziemi. - Zadzwoń do Rudego. Ja się zajmę Watkinsem. Zanim Beck miał szansę zaprotestować, Chris wyskoczył z wozu i od razu przystąpił do ataku. - Chyba bardzo chcesz ze mną porozmawiać. Klaps. - Wiesz, czego naprawdę chcę. - Jak się domyślam, upuścić nieco więcej krwi Hoyle'ów. Klaps rzucił spojrzenie Beckowi, który właśnie znalazł komórkę na podłodze. - Rzuć to, Merchant! - zawołał. - Nie, dopóki się nie cofniesz i nie uspokoisz. Nagle niepewny i zdenerwowany, Klaps oblizał usta i znów spojrzał na Chrisa. - Krew mojego brata ci nie wystarcza? - spytał ten. - Czy to dlatego poszukuje mnie szeryf? - Chyba że zabiłeś jeszcze kogoś. Klaps uczynił krok ku Chrisowi. - Ty cholerny... - to wszystko, co zdołał powiedzieć, zanim Chris zgiął się wpół i uderzył bykiem Watkinsa w brzuch, przewracając go do tyłu. Klaps zareagował zgodnie z odruchem kogoś nawykłego do bójek. Beck szybko wybrał numer 911 i rzucił telefon na siedzenie, wiedząc, że centrala automatycznie wyśledzi jego położenie. Otworzył drzwi od strony pasażera, ale nie zauważył, że samochód zatrzymał się na krawędzi drogi. Nie spodziewał się rowu wykopanego na poboczu. Trafił nogą w pustkę i ześlizgnął się z nasypu prosto do wody. Zanim się pozbierał, wstał i wdrapał z powrotem na drogę, Chris i Klaps stali naprzeciwko siebie na białym pasie wyznaczającym środek szosy, znieruchomiali w scenie, która aż trzeszczała od napięcia. Chris przyciskał do boku jedno ramię. Spomiędzy palców sączyła się krew. Klaps spoglądał na nóż w swojej dłoni, mrugając nań bezmyślnie. Z ostrza kapała krew, opadając na rozgrzany asfalt. Podniósłszy głowę, spojrzał na Chrisa z wyrazem absolutnego niedowierzania na twarzy, po czym odwrócił się na pięcie i pobiegł w kierunku motocykla. Chris ruszył za nim chwiejnym krokiem. - Zostaw go. - Beck chwycił Chrisa za koszulę i przytrzymał na miejscu. - I tak go dopadną. Pod Chrisem ugięły się kolana i opadł na ziemię. Klaps podniósł motocykl, wskoczył na niego i ...

odjechał, gdy tylko zdołał uruchomić silnik. W ciemnościach ryk motoru zabrzmiał ogłuszająco. Beck pomógł się podnieść przyjacielowi i poprowadził go do samochodu. - Uważaj, gdzie stawiasz stopy. Stoimy na brzegu nasypu. Dobrze się czujesz? Chris pokiwał głową. - Tak, dobrze - wymruczał. Spojrzał na swoje ramię. - Ten kutas mnie zranił. - Zadzwoniłem po pomoc. - Beck usadowił Chrisa i sięgnął po telefon. - Cholera! Wciąż oczekuję na połączenie! - Wszystko w porządku, Beck. To tylko powierzchowna rana. Beck spojrzał na ramię, które pokazał mu Chris. Od bicepsa aż do nadgarstka ciągnęło się długie cięcie. Nie wydawało się zbyt głębokie, ale wokół panowały ciemności, a w pobliżu nie było żadnych lamp, przy których mogliby lepiej się temu przyjrzeć. Rana mogła być poważniejsza, niż się im zdawało. - Nie wiesz, do czego Klaps używał tego noża. - Zawieź mnie do doktora Caroe. Da mi jakiś antybiotyk. Chris nie chciał słyszeć o zabraniu go na pogotowie. Beck przestał nalegać i zadzwonił do Rudego Harpera. Szeryfa nie było w biurze, ale dyżurny zapisał całą informację. - Powiedz Rudemu, że jesteśmy w drodze do domu doktora Caroe. Zanim Beck skończył rozmawiać z policjantem, już niemal dojechali do schludnego domku z cegieł, w którym mieszkał lekarz rodziny Hoyle'ów. Doktor otworzył im, ubrany w piżamę. Powiedział, że właśnie usadowił się przed telewizorem, mając w planach wieczór z HBO. Jak wszystkie jego ubrania, piżama również była dla niego o kilka numerów za duża, co sprawiało, że wyglądał jak gnom. Poprowadził ich mrocznym, wąskim korytarzem do pokoju na tyłach domu. Pomieszczenie to zostało przekształcone na gabinet. - To jeszcze z czasów, gdy ojciec był lekarzem - wyjaśnił Beckowi. - Ponad pięćdziesiąt lat pracy. Kiedy przeniosłem praktykę na Lafayette Street i odnowiłem dom, postanowiłem zatrzymać gabinet, na wszelki wypadek. Zgodził się z Chrisem, że rana, choć szpetna, nie była na tyle głęboka, aby wymagała szwów. Oczyścił ją płynem antyseptycznym, tak szczypiącym, że Chrisowi stanęły łzy w oczach, a następnie opatrzył gazą i bandażem, - Teraz dam ci zastrzyk z antybiotyku. Ściągaj spodnie. Po iniekcji, zapinając spodnie, Chris spytał: - Czy wszyscy zgadzamy się co do tego, że Huff nie powinien się o tym dowiedzieć? - Dlaczego nie? - zapytał Caroe, wrzucając strzykawkę do wiszącego na ścianie pojemnika na odpadki biologiczne. - Wiadomość o tym, że jego jedyny pozostały przy życiu syn otrzymał pchnięcie nożem, niezbyt dobrze wpłynie na jego serce. Caroe spojrzał na Chrisa z wyrazem niezrozumienia na twarzy, a potem rzucił: - Ach, tak, oczywiście. Dobre myślenie. To zbyt szybko po jego zawale. - I tak się o wszystkim dowie od Rudego - powiedział Beck. - Jeśli mu nie powiemy, wścieknie się i jego ciśnienie i tak pójdzie w górę. - Zapewne masz rację - zgodził się Chris. - W takim razie wstrzymajmy się z tym przynajmniej do jutra. Powiem mu o wszystkim przy śniadaniu. Może do tego czasu Watkins znajdzie się już w więzieniu i Huff nie zdenerwuje się aż tak bardzo. Szeryf Harper pojawił się w domu doktora, gdy Beck i Chris już wychodzili. - Wysłaliśmy wozom patrolowym namiary na motocykl Watkinsa - powiedział, wysiadając z samochodu i podchodząc do nich. - Oficerowie sprawdzają wszystkie drogi w pobliżu miejsca zdarzenia. Jak twoje ramię, Chris? - Zagoi się. Po prostu znajdź Klapsa, i to szybko. - Problem w tym, że Watkins ma znajomych i krewnych rozsianych po całej okolicy. Wiele kryjówek na bagnach. Ci ludzie nie wsypują się wzajemnie. Kiedy człowiek zaczyna zadawać pytania, zamykają się w sobie i nie można z nich wycisnąć żadnej informacji. - Wiesz, gdzie mieszkał od chwili wyjścia z więzienia? - spytał Chris. - Podobno miał się zatrzymać u kuzyna ze strony ojca. Tak przynajmniej twierdzi jego kurator, ale dzisiaj rozmawialiśmy z wujkiem Watkinsa, który utrzymuje, że Klaps zniknął całe tygodnie temu. Powiedział, że miał zatrzymać się u przyjaciół. - Szeryf opowiedział im o odwiedzinach policji w kilku miejscach tego popołudnia. - Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, zgrywali głupków, ale ktoś musiał skłamać. Dziś w nocy znów zaczniemy odwiedziny. - Zachowajcie ostrożność - rzekł Chris. - Klaps wie, że go szukacie. - Ktoś mu o tym powiedział? - Kiedy Chris wspomniał o Dannym, Klaps od razu zapytał, czy to dlatego go szukasz - powiedział Beck. - Miej w pogotowiu nakaz rewizji - zasugerował Chris. - Możesz znaleźć coś, co połączy go ze śmiercią Danny'ego. Rudy nie podzielał tej optymistycznej opinii. - Nie liczyłbym na to, że uda się przyłapać Klapsa na posiadaniu dowodów rzeczowych. Nie jest Einsteinem, ale głupi również nie jest. - Prawdopodobnie masz rację - burknął ponuro Chris. - Ale wiem z całą pewnością, że zabił mojego brata. Rudy obiecał informować ich na bieżąco, po czym wrócił do wozu i odjechał. Chris poprosił doktora Caroe o przysłanie mu rachunku, na co ten odparł, że w tym względzie Chris może na niego liczyć. - Nie jest to wieczór, jakiego się spodziewałem - zauważył Chris, gdy siedzieli już w samochodzie z wygiętym zderzakiem i rozbitym tylnym światłem. Beck prowadził. - Wiedziałem, że powinienem zostać w domu. - Dziękuję za troskę - odparł Chris urażonym tonem. - Boję się myśleć, co by było, gdybym znalazł się tam sam. Oczywiście guzdraleś się na tyle długo, że miał czas wypruć ze mnie flaki. Wszystko się rozegrało, zanim pojawiłeś się na drodze. - Spadłem z nasypu, prosto do rowu - mruknął Beck z rozgoryczeniem. - Co? - Słyszałeś. - To dlatego tak śmierdzisz? Podgniłą wodą? - Wpadłem po kolana. Chris roześmiał się, przyciskając ramię do piersi, niczym noworodek. - Zaczyna boleć. Dlaczego nie poprosiłem doktorka o jakieś środki przeciwbólowe? - Wygląda na to, że Klaps jest w jakiś sposób zamieszany w śmierć Danny'ego. - Nie sądzę, żeby był zamieszany. Uważam, że zabił mojego brata z zemsty. - W takim razie... nieważne. - W takim razie co? Beck wzruszył ramionami, - Jeśli zabił Danny'ego, powinien nas przecież unikać, a zwłaszcza ciebie, prawda? To dziwne, że za nami jechał. Chris potrząsnął głową. - Rozumujesz jak racjonalna, inteligentna osoba, Beck. Watkins to kretyn. Nie może się doczekać, by nam powiedzieć, że zabił Danny'ego. Drwi sobie z nas. Nie potrafi się oprzeć poczuciu triumfu. Zanim poszedł do więzienia, spotkania z nim mogłem policzyć na palcach jednej ręki, Teraz nagle pojawia się wszędzie, gdzie my. Sądzisz, że to zbieg okoliczności? - Pewnie masz rację. Mógł cię zabić, Chris. - Przeszła mi przez głowę ta sama myśl, ale dopiero jak było już po wszystkim. Kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co mogło się stać, ugięły się pode mną nogi. Beck skręcił w drogę dojazdową do posiadłości Hoyle'ów. - O, do diabła - jęknął Chris. - Nie doczekamy nawet śniadania. Wszystkie światła w domu były zapalone, a Huff z papierosem w ustach czekał na nich na werandzie. Nieźle się wpakował. Klaps Watkins trzymał się bocznych dróg. Niektóre z nich były zaledwie polnymi ścieżkami, prowadzącymi przez bagniste tereny. Większość kończyła się małymi, zarośniętymi stawami pełnymi ślimaków lub ślepymi zaułkami gdzieś w gęstym lesie. Musiał wycofywać się na szosę, na której mogła już czyhać na niego zgraja umundurowanych kundli, które poszły za jego zapachem. A skoro już o tym mowa, wcale by się nie zdziwił, gdyby Hoyle'om wpadło do głowy poszczuć na niego zgraję gończych psów. Klaps nigdy nie przodował w nauce, ale był bardzo dobrze wytrenowany w walce. Wiedział, jak postępować wobec brutalnej siły. Trzeba było odpowiedzieć atakiem, a jeśli człowiek chciał zwyciężyć, musiał grać nieczysto. Gdy Chris Hoyle natarł na niego, przez chwilę był zaskoczony, ale natychmiast odezwał się w nim instynkt samozachowawczy. Czerpiąc z doświadczenia, zapomniawszy o swoim wiszącym na włosku zwolnieniu warunkowym i trzech latach ciężkiego więzienia, jakie odsłużył przed wyjściem na wolność, wyciągnął nóż z cholewy. Teraz przeklinał się za to, że nie zachował trzeźwego, chłodnego umysłu, że wypił za dużo i pozwolił temu aroganckiemu, bogatemu bękartowi tak się podpuścić. Nadal nie mógł sobie przypomnieć wszystkich szczegółów walki. Nie pamiętał zadawania ciosu nożem, ale musiał nim machnąć, ponieważ Hoyle'owi się oberwało. Przysięgam na Boga, opowiadał później każdemu, kto skłonny był go wysłuchać. Chciałem go tylko postraszyć nożem. Nie chciałem go użyć. 23 Sayre zadzwoniła do biura Becka w poniedziałek o piątej po południu. - Beck Merchant. - Sayre Lynch. Masz wolne dziś wieczorem? - Zapraszasz mnie na randkę? - Chciałabym, żebyś z kimś porozmawiał. - Z kim? - Z Calvinem McGrawem. - Moim poprzednikiem? W jakim celu? - Spotkamy się w moim motelu o szóstej. Sekundę później Beck usłyszał w słuchawce dźwięk przerwanego połączenia. Zapukał do drzwi jej pokoju punktualnie o szóstej. Natychmiast otworzyła, z torbą na ramieniu i kluczem w ręku. ... [Read more...]

Polecamy rowniez:


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 Następne »

Copyright © 2020 inicjatywa.waw.pl

WordPress Theme by ThemeTaste